środa, 30 stycznia 2013

Coś dla ciała


Po lekturze książki Wagina: kobieca seksualność w historii kultury autorstwa Catherine Blackledge pomyślałam – o ile mniej kompleksów miałabym, gdybym przeczytała ją w wieku lat nastu! O ile łatwiej przyszłoby mi polubić własne ciało! Być może nie musiałabym poświęcać ładnych paru lat na przezwyciężenie tego, czym zatruła mnie wroga kobiecemu ciału kultura, której wszechobecny przekaz mówi – nie wprost, ale nader jasno – wszystko w twoim wyglądzie jest do poprawki. Każda część ciała wymaga ulepszenia, nieustannego, niekończącego się nanoszenia poprawek. Dziewczynki, nastolatki i dorosłe kobiety bombardowane są obrazami fizycznego ideału, w niewielkim stopniu przypominającego ludzkie ciało, a każde odstępstwo od tego ideału budzi całą gamę negatywnych odczuć. Zanurzenie w takiej kulturze sprawia, że tracimy szacunek do swojego ciała i zaczynamy je traktować jak kłopotliwy przedmiot.

Książka Blackledge jest dla mnie odtrutką na taki przekaz kulturowy . Autorka przekazuje w niej konkretną wiedzę na temat kobiecej anatomii i fizjologii, wzbogacając ją o wiadomości dotyczące biologii samic innych gatunków, a także przedstawiając sposób postrzegania żeńskich narządów płciowych w różnych epokach i kulturach. Zrozumienie faktów na temat budowy i funkcji kobiecego ciała pozwala spojrzeć na nie w inny sposób – nie jak na zbiór wad wymagających poprawek, lecz jak na wspaniały, złożony organizm, w którym zachodzą niezwykłe procesy. Ciało opisywane przez Blackledge zachwyca złożonością budowy i różnorodnością funkcji – a przez to przestaje jawić się jako obiekt wyłącznie estetyczny.
I w ten oto sposób porządna lekcja biologii staje się antidotum na zgubny wpływ kultury Photoshopa.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz