Po lekturze książki Wagina: kobieca
seksualność w historii kultury autorstwa Catherine Blackledge
pomyślałam – o ile mniej kompleksów miałabym, gdybym
przeczytała ją w wieku lat nastu! O ile łatwiej przyszłoby mi
polubić własne ciało! Być może nie musiałabym poświęcać
ładnych paru lat na przezwyciężenie tego, czym zatruła mnie wroga
kobiecemu ciału kultura, której wszechobecny przekaz mówi – nie
wprost, ale nader jasno – wszystko w twoim wyglądzie jest do
poprawki. Każda część ciała wymaga ulepszenia, nieustannego,
niekończącego się nanoszenia poprawek. Dziewczynki, nastolatki i
dorosłe kobiety bombardowane są obrazami fizycznego ideału, w
niewielkim stopniu przypominającego ludzkie ciało, a każde
odstępstwo od tego ideału budzi całą gamę negatywnych odczuć.
Zanurzenie w takiej kulturze sprawia, że tracimy szacunek do swojego
ciała i zaczynamy je traktować jak kłopotliwy przedmiot.
Książka Blackledge jest dla mnie
odtrutką na taki przekaz kulturowy . Autorka przekazuje w niej
konkretną wiedzę na temat kobiecej anatomii i fizjologii,
wzbogacając ją o wiadomości dotyczące biologii samic innych
gatunków, a także przedstawiając sposób postrzegania żeńskich
narządów płciowych w różnych epokach i kulturach. Zrozumienie
faktów na temat budowy i funkcji kobiecego ciała pozwala spojrzeć
na nie w inny sposób – nie jak na zbiór wad wymagających
poprawek, lecz jak na wspaniały, złożony organizm, w którym
zachodzą niezwykłe procesy. Ciało opisywane przez Blackledge
zachwyca złożonością budowy i różnorodnością funkcji – a
przez to przestaje jawić się jako obiekt wyłącznie estetyczny.
I w ten oto sposób porządna lekcja
biologii staje się antidotum na zgubny wpływ kultury Photoshopa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz